30 stycznia 2013

Fur, Feathers And Claws

Wierzycie w znaczenie snów? W to, że czarny kot to zły omen, nie tylko kiedy przebiegnie Wam drogę, ale także kiedy się przyśni? Że ścinanie włosów to uwalnianie się od przeszłości, brudna woda - choroba, a zęby - śmierć? Niby to zabobony, jednak niektórym się sprawdzają. Może to zbieg okoliczności, może magia, a może przekleństwo...

Każdy z nas miewa sny "zwyczajne": pogawędki z rodziną, znajomymi, wkuwanie do egzaminów, sprawy związane z pracą. Takie nic nie znaczące i niczego sensownego nie wnoszące "szaraki". Czasem zdarza się, że sen uczepi się nas jak rzep psiego ogona i ni cholery nie idzie się go pozbyć. Śni się co jakiś czas i zawsze tak samo. Mam swój jeden cyklicznie powtarzający się. Scenariusz wypisz wymaluj jak ostatnio (kiedy mi się śnił :p). Związany jest ze wspomnieniami z dzieciństwa. Niby miły,  bo spotykam w nim wszystkie koleżanki z bloku, jednak bez happy endu, bo w rezultacie wyprowadzam się z osiedla i tracę z nimi kontakt, a ludziom, którym rodzice sprzedali nasze mieszkanie, wpuszczamy z koleżanką robaki do wanny :p Powtarza się średnio raz do roku i za cholerę nie wiem, co może oznaczać i czemu obrał sobie za cel właśnie mnie ;-)

Jednak to jest pikuś w porównaniu z koszmarami zwiastującymi złe wydarzenia. Znajoma czasem mówi na mnie "czarownica", bo kiedy śnią mi się zęby, ktoś z rodziny umiera. Sprawdziło się już niestety cztery razy i muszę powiedzieć, że to straszne uczucie! Bo im częściej się sprawdza, tym bardziej wierzę, że następnym razem również będzie przepowiednią. Jednocześnie nie dopuszczam do siebie tej myśli i tłumaczę, że przecież to niemożliwe. Jeśli w ciągu 3-4 dni nic się nie dzieje, oddycham z ulgą i wbijam sobie do głowy, że to tylko głupi, nic nie znaczący sen. I co? Sprawdza się dnia piątego :/ Masakra!

Czy ktoś z Was też ma sobie coś z "czarownicy"? Czy gdy sen Was wymęczy i budzicie się z krzykiem, zlani potem i ze łzami w oczach, zapominacie o nim czy sięgacie do sennika, żeby sprawdzić znaczenie? Piszcie! Jestem bardzo ciekawa!

P.S. Wczoraj śnił mi się walący się dom... Nawet nie pytajcie, co to oznacza :/




Obiecałam Wam ostatnio, że pokażę, co miałam pod futerkiem. 
Pomyślałam jednak, że zrobię to w kolejnym (albo w jeszcze kolejnym) poście, 
żeby nie było zbyt nudno i monokolorystycznie ;-)




















Jeśli ktoś ma ochotę, zachęcam do polubienia mojego profilu na FB ;-)





sweter/sweater - Tally Weijl
spodnie/pants - Tally Weijl
butki/boots - Allegro (SellYo) 
komin/scarf - H&M
naszyjnik/necklace - local store
zegarek/watch - Allegro
pierścionek/ring - Allegro






22 stycznia 2013

* SNOWFLAKE *

Byłam wczoraj w galerii handlowej, tak? Weszłam do paru sklepów, ale nie widziałam niczego wartego uwagi, tak? Jednak nie byłabym babą, gdybym wróciła z pustymi rękami, tak? Zaopatrzyłam się w nerwy ze stali i anielską cierpliwość. Bo słuchając tego cholernego "tak" na końcu zdań oznajmujących na prawdę może człowieka trafić szlag! 

Co to za nowa moda i czemu ma służyć ja się pytam się? Czy celem rozmówcy jest chęć sprawdzenia, czy oby na pewno rozumiem, co do mnie mówi? I swoim ciągłym "takaniem" sugeruje cobym swoim "takiem" odpowiedziała lub chociaż głową skinęła i marne "mhmmm" wydusiła... Tak mnie to ogólnospołeczne "takanie" irytuje, że postanowiłam poszukać w necie, czy jakaś mądra głowa specjalizująca się w językoznawstwie, zajęła się już wyjaśnieniem wszędobylskiego zjawiska. I wiecie co?       Znalazłam ;-) 

Otóż dr Artur Czesak twierdzi, iż "takanie" samo w sobie nie jest błędem. Rozchodzi się raczej o jego nadużywanie i "rozplenienie się". Językoznawca wyjaśnia, że jeśli chodzi o instytucje, gdzie mamy za zadanie przekonać potencjalnego nabywcę do kupna produktu bądź usługi, dodawanie "taka" na końcu zdania twierdzącego ma za zadanie "zmiękczyć klienta, przyzwyczaić go do przytakiwania, żeby chętnie przystał na naszą propozycję". 

Jednak w życiu prywatnym chodzi często o dodanie sobie pewności siebie, odwagi czy przyznanie racji samemu sobie (w razie, gdyby rozmówca miał zamiar na "taka" odpowiedzieć "nie - e" :-) Bywa również, że "tak" jest przerywnikiem, pauzą (jak "yyyy" lub "ku...wa"), jednak niektórym wydaje się on być bardziej elegancki, "pachnieć wielkim światem i nowymi trendami". Dla innych jest "wręcz półinteligencki", irytujący i zupełnie zbędny.

Równie irytujące - jeśli nadużywane - są inne wtrącenia: "proszę ja Ciebie", "prawda", "rozumisz", "co nie", "teges". Miejmy jednak nadzieję, że tak jak na wszystko w przyrodzie, tak i na to moda przeminie. To tak, jak w przypadku ubrań: zawsze pojawiać się będzie coś nowego. Jednak, jeśli co druga osoba będzie nosić to samo, w końcu nastąpi zmiana tendencji, tak? ;-)



Jeśli ktoś ma ochotę, zachęcam do polubienia mojego profilu na FB ;-)



























kożuch/sheepskin coat - lokalny sklep (local store)
kozaki/boots - Lara Fabio 
torebka/bag - Mohito
rękawiczki/gloves - no name (sh)


 A już w kolejnym poście pokażę Wam, co miałam pod kożuszkiem ;-)

make a gif image





14 stycznia 2013

Shine Bright Like A Diamond

Tak, jak obiecywałam, nadrabiam stylizacyjne zaległości Świąteczno - Sylwestrowe. Na pierwszy ogień idzie mała czarna, w której witałam Nowy Rok. Chyba jeszcze nigdy nie miałam tak prostej, a jednocześnie tak zjawiskowej kiecki. Materiał, z jakiego jest wykonana spowodował u moich psiapsiółek wytrzeszcz oczu  połączony z niekontrolowanymi okrzykami w stylu "och" i "ach" (tyle, że wyrażonymi za pomocą bardziej poetyckich, rdzennie polskich przymiotników) ;-) Następnie miało miejsce pospolite ruszenie w moim kierunku. Cel? Pomacanie sukienki, gdyż z daleka łudząco przypomina skórę zdjętą z obślizłego gada, do tego obsypanego czymś brokatopodobnym. 

Te wszystkie pozytywne i jakże radosne akcenty nijak nie wpłynęły na dalszy bieg wydarzeń. Otóż mój utyty po Świętach brzuch, po zjedzeniu sylwestrowego dania gorącego oraz kilku ciężkostrawnych przystawek, postanowił uwypuklić się jeszcze bardziej. A jako, że gadzina zaczęła mnie dusić i ni cholery nie chciała się wprost proporcjonalnie do brzucha rozciągać, po północy została rzucona w kąt i na jej miejsce pojawiła się równie mała i równie czarna, jednakże lepiej adoptująca się do sytuacji kreacja. 


A jako, że piękniejszej zimy niż ta, która nadeszła do mojego miasta wczoraj i utrzymywała się również dziś, wymarzyć sobie nie można, zrobiłam dla Was kolejne fotki. Taką zimę uwielbiam: mnóstwo białego śniegu, mróz do -10 stopni i mocno grzejące słońce! Wprawdzie mróz szczypie w nos, ale jak pięknie można wchodzić w zakręty na ręcznym. Ale o tym już w kolejnym poście... ;-) Pozdrawiam!












sukienka/dress - Mohito
naszyjnik/necklace - ILOKO
zegarek/watch - River Island








10 stycznia 2013

Every End Is A New Beginning

Do napisania tego posta przymierzałam się wielokrotnie. Miałam przygotowanych kilka wersji, naskrobanych "na brudno". Zlepek każdej z nich wyglądałby mniej więcej tak:

Mówi się, że podjęte przez nas decyzje mogą wpłynąć pozytywnie lub negatywnie na czyjeś życie. Jednak bywa tak, że tchórzostwo i brak determinacji są w stanie spieprzyć o wiele więcej. Ktoś mądry powiedział "co masz zrobić jutro, zrób dziś", a większość z nas na co dzień bezczelnie to olewa. Odkładamy wiele spraw na później, bo jesteśmy zabiegani, zajęci, niepewni... Zaczynając przygodę z blogowaniem również pokpiłam z tej złotej myśli i w pierwszym poście przeinaczyłam zdanie. Napisałam "co masz zrobić jutro, zrób pojutrze". O zgrozo!!! 
Jaki jest morał tej paplaniny? Nie odkładajcie swoich decyzji na później. Jeśli nie jesteście czegoś pewni nie mówcie: "Jeszcze nie wiem, zastanowię się jutro, bo zaraz zaczyna się mój serial, a potem muszę wstawić pranie, zjeść kolację" itp. Nie szukajcie głupich wymówek, bo może okazać się, że to właśnie niepodjęcie decyzji przewróci życie do góry nogami. Życie Wasze lub co gorsza - Waszych bliskich.
W tej wersji posta miałam również podziękować Wam za to, że byliście ze mną, że wspieraliście i doradzaliście. Miałam się z Wami pożegnać i wylogować się z blogosfery na dobre.

* * * * *

Dziś jednak napiszę nieco inaczej. Kolejna mądrość, która zazwyczaj się sprawdza brzmi: "Czas leczy rany". Choć na pewno nie wszystkie i nie na zawsze, jednak zdecydowanie i z całą pewnością można stwierdzić, że czas jest dobrym doradcą. Że czas zmienia sposób myślenia i postrzegania pewnych sytuacji, które jeszcze chwilę temu wydawały nam się beznadziejne, bez wyjścia i nie do przeskoczenia. 

Są takie chwile w życiu każdego z nas, że wszystko, co do tej pory było ważne, ciekawe i zajmowało nas bez reszty, schodzi nagle na drugi plan. Około miesiąca temu padło na mnie. Nie będę Wam opisywać kataklizmów, jakie miały miejsce na przestrzeni ostatnich czterech tygodni. Niech wystarczy Wam sam fakt, iż były to niezwykle istotne sprawy natury osobistej.

I niby blog nie powinien tu mieć nic do rzeczy. Bo co Was niby obchodzi moje prywatne życie. Wali się? Nieważne. My chcemy oglądać nowe stylizacje! Jednak liczę, że będziecie wyrozumiali ;-) Blogowanie i świat mody to jedna z nielicznych rzeczy, do których mój wieczny słomiany zapał się nie odnosi (ku zdziwieniu co poniektórych zapewne). Blog stał się moim nałogiem. Sięgam po ten narkotyk codziennie, gdyż daje mi on chwilę wytchnienia i oderwania się od całej masy codziennych problemów. Swoją drogą... szkoda, że tylko od nich odrywa, a nie od razu rozwiązuje ;p


Stylizacja jak zwykle prosta i nieprzekombinowana. Codzienna, wygodna, niekrępująca ruchów. Dobra do samochodu, do pchania wózka z dzieckiem, a także do biegania po supermarketach (w których temperatury są bliskie tym, panującym dziś na Bora Bora).


P.S.1 Jako, że zaniedbałam Was akurat w okresie Świąteczno - Sylwestrowym, obiecuję w najbliższym czasie post o takiej właśnie tematyce.



OGŁOSZENIE PARAFIALNE: 
Piątek (11.01,13 r.), Polsat, 20:00 Neonówka.
Dwugodzinny seans obowiązkowy :-)























spodnie/pants - no name (Allegro)
koszula/shirt - no name (Allegro)
kurtka/jacket - ZARA
bransoletka/bracelet - Betsey Johnson (Allegro)
torebka/bag - Tally Weijl
workery/worker boots - SellYo KLIK



P.S.2. Darmowa reklama się odbędzie, gdyż żem z produktu zakupionego zadowolona ;p O buty się rozchodzi ;-) Kupione za jedyne 65 zł. Każdemu, kto jest z Lublina i okolic polecam odbiór osobisty. Upatrzone na stronie buciki możecie obejrzeć i przymierzyć. Bardzo miła obsługa, ceny przystępne (żeby nie powiedzieć niskie), a jakość na prawdę dobra. Cieplutkie workery z czystym sumieniem polecam! W kolejnym wpisie równie ciepłe futrzaki z tego samego sklepu ;-)